Lukem.net nie jest już aktualizowany. Przeczytaj ostatni wpis »
Horrory to gatunek filmowy, do którego ewidentnie nie mam szczęścia. Albo trafiam na produkcje, które okazują się kiepskimi komediami w złym guście, albo oglądam je w złych warunkach, albo oglądam nie te filmy co trzeba, albo… stawiam zbyt wygórowane wymagania?
Pisałem chyba kiedyś o japońskiej wersji “Ringu” (obejrzany w takich warunkach, że okazał się komedią), potem amerykańskim sequelu pod tym samym tytułem (który chyba faktycznie był komedią), gdzieś po drodze przewinął się “Coś”, “Zgromadzenie” (to już raczej thrillery) i parę innych tytułów, których już nie pamiętam. Wspólnym mianownikiem dla nich wszystkich było jedno – nie podwyższyły mojego tętna nawet o jedno uderzenie na minutę. Już popularne (w negatywnym tego słowa znaczeniu) “screamery” w internecie bardziej mnie kiedyś przerażały.
Nie wiem, być może trafiam na złe tytuły, a może oglądam je w niesprzyjających warunkach. W telewizji takie filmy lecą przeważnie w godzinach późnowieczorno-nocnych, czyli wtedy, gdy jest już ciemno i bezpośrednio po obejrzeniu widz kładzie się spać (z kolorowymi snami oczywiście). Może coś w tym jest, ale z drugiej strony – co to za film, jeżeli muszę wzmacniać jego odbiór dodatkowymi czynnikami z zewnątrz? Dziwnym trafem nie muszę palić zioła, żeby śmiać się z niektórych amerykańskich komedii ani zakładać kamizelki kuloodpornej do kolejnej ekranizacji Jamesa Bonda.
Ale nie o tym miałem pisać. Obejrzałem niedawno “Zły zakręt” (znany też jako “Droga bez powrotu”, w oryginale “Wrong turn”) i mam po nim mieszane uczucia. Bo to był kolejny film, w którym sceny mordu, krew, szkaradne twarze i dźwięki sekcji zwłok (albowiem sugestywnych scen zabrakło) – czyli to wszystko, co podobno jest cechą charakterystyczną horrorów – absolutnie na mnie nie działały. Jedyne, co było w nim godne uwagi, to sceny w wieży obserwacyjnej i panujący wówczas klimat wyczekiwania – ten jeden fragment naprawdę mi się podobał.
Nie wiem tylko co mnie podkusiło, żeby oglądać to z polskimi napisami. Pomijając jakość spolszczenia, byłem rozczulony wstawkami tłumaczącego (np. “się nabiegał gamoń jeden” – kto oglądał, ten pewnie wie o który fragment chodzi). Chociaż muszę tu oddać sprawiedliwość – gdyby nie dopisek “poczekajcie jeszcze chwilę”, to wyłączyłbym film zaraz na początku napisów końcowych i nie widział dodatkowej sceny (jeszcze jedno zabójstwo).
Dobra, wystarczy marudzenia. Przerzucę się chyba na komedie romantyczne…
Tagi: film, horror, tłumaczenia
Takie filmy jak Piła, Ring, Oszukać Przeznaczenie są kręcone dla amerykańskiej młodzieży, a co za tym idzie, polska młodzież też je chętnie ogląda.
Ostatnio koleżanka pokazała mi Oszukać przeznaczenie 3. “Będziesz się bał” mówiła przed filmem. A on okazał się gniotem takim, jak Krwawa Mary.
Inna opcja: te filmy są dla osób z naprawdę słabymi nerwami (o, na przykład amerykańskie/polskie/niemieckie/belgijskie/itd. nastolatki). Sorry, ale bardziej byłem przestraszony podczas gry w Resident Evila 3 lub chociaż Far Cry’a. Ale może dlatego, że zawsze bardzo bałem się zombiaków i stworów, które kształtem przypominały człowieka ;-)
Teraz trudno znaleźć horror, którego będziemy się bać podczas oglądania.
O właśnie, gry. Jako młody niezaprawiony w bojach łepek bałem się gry Blood (nie pamiętam czy pierwszej czy drugiej), a czasami z lekkim dreszczykiem przechodziłem niektóre ciemniejsze etapy Quake 2. Tymczasem w LO usłyszałem, że niektórzy bali się oglądać “Blade’a”. ;)
Ewidentnie złe filmy. Hamerykańskie slashery to nie horory – to obrazki dla nastolatków zabierających do multipleksów panienki na podszczypywanko. Gorąco polecam już nieco leciwy Ils (Them). Ostatnio hamedykańcy zrobili remake w swoim stylu i z Liv Taylor. Kompletna masakra podczas gdy wspomniany filmik klimatem po prostu mnie i żonę zmiażdżył. Oglądać w cemnościach i z dobrym dźwiękiem bo to głównie dźwięk robi tam robotę. A z hamerykańskich filmów wpadła mi amerykańska wersja Klątwy. Moja do dziś pamiętać a to oznaczać, że film się wyróżniać :)
Od 21.08.2009 r. możliwość komentowania wpisów została wyłączona.
Nazywam się Łukasz Wójcik. Strona ta była swego czasu moim sieciowym poligonem. Od sierpnia 2009 r. funkcjonuje jako archiwum wpisów. Więcej o mnie znajdziesz na mojej stronie domowej.
Drogie Polki i drodzy Polacy. Nie przenoście zwyczajów rodem z blogów Onetu na Twittera. Zamiast bezsensownie spamować międzynarodowy serwis i wyrabiać sobie i innym wątpliwą renomę, napiszcie maile do tych swoich Jonas Brothers albo zwróćcie się do nich bezpośrednio. Dziękuję za uwagę.
W całej tej wojnie o publiczne media uwiera mnie jeden fakt. W okresie wakacyjnym większość telewizji (prywatne też, ale teraz nie o nich mowa) serwuje powtórki wszystkiego, co im się nawinie pod rękę i jeszcze się nadaje do odtworzenia. Ciekawy jestem dlaczego zamiast płacić abonament, nie można wysłać im kserokopii dowodów wpłat z zeszłego roku.
Od kilkudziesięciu godzin blog jest serwowany z nowego miejsca – Linuxpl.com. Przerwa w działaniu byłaby krótsza gdyby nie OVH i Firefox, które wspólnie odmówiły mi szybkiego odświeżenia i rozpropagowania nowych DNSów. Jednak wszystko wskazuje na to, że operacja się udała, a pacjent (czyt. blog) działa nieco szybciej.